Praca zdalna: 9 wniosków po 9 miesiącach
Dziś wyjątkowo nie będę zanudzał o analityce internetowej 🙂 Temat artykułu to praca zdalna.
W lipcu 2017 zacząłem pracować w 100% zdalnie. Minęło 9 miesięcy. To dobry moment, żeby podsumować wnioski z tego okresu.
Praca zdalna zyskuje na popularności. Coraz więcej osób pragnie uciec od korporacyjnej rutyny i łączyć pracę z podróżowaniem, lub po prostu pracować z domu.
Czy to rzeczywiście życie usłane różami i droga dla każdego?
Pewnie nie.
Ale dla mnie zdaje egzamin. Praca zdalna podniosła jakość mojego życia.
Poniżej 9 dość osobistych wniosków z 9 miesięcy pracy zdalnej.
Wniosek 1: Nie chcę wracać do biura
50 minut dojazdu autobusem w jedną stronę. Klimatyzacja, brak świeżego powietrza, odgrzewane żarcie z mikrofalówki. To była moja rzeczywistość jeszcze 4 lata temu.
Później miałem faktycznie dużo lepszy “dojazd”, bo 15 minut piechotą. Ale i tak nie wyobrażam sobie powrotu do biura.
Dojazdy to stres i strata czasu. Niby można w tym czasie posłuchać audiobooka czy poczytać książkę, ale to nadal jeden z najmniej lubianych momentów w ciągu dnia dla wielu osób.
Druga sprawa to sama przestrzeń biurowa. Osobiście dużo lepiej czuję się w mieszkaniu / domu, niż w biurowcu.
Najgorszy dla mnie jest ten cały biurowy harmider. Fakt, są firmy, gdzie w biurze jest cichutko, każdy sobie spokojnie siedzi i pracuje. I taki styl mi odpowiada.
W większości firm z którymi współpracowałem normy były jednak inne. Ciągłe rozmowy, czasem muzyka, non-stop ktoś gdzieś idzie, zwraca na siebie uwagę, rozprasza, podchodzi i o coś pyta czy wciąga Cię na spotkanie o niczym.
Takie otoczenie wysysa ze mnie energię. Potrzebuję spokoju i skupienia, żeby efektywnie pracować. W biurze tego nie mam. Pracując zdalnie – owszem.
Wniosek 2: Praca zdalna w domu lepsza niż w coworku
Przez 5 miesięcy na pytanie “Pracujesz w domu czy w coworku” odpowiadałem zawsze:
“Póki co w domu, ale w przyszłym tygodniu spróbuję jakiś cowork”.
Z domu zacząłem pracować w lipcu 2017, a stopę w coworku pierwszy raz postawiłem w styczniu 2018. Konkretniej w świeżo otwartym Brain Embassy na Mokotowie.
Po 4 godzinach zwinąłem swoje rzeczy i wróciłem do domu.
Przestrzeń do pracy? Piękna.
Kawa? Smaczna.
Lokalizacja? Też spoko.
Ale jakoś mi te coworki nie leżą. Nie widzę w nich dla siebie wartości.
To, co moim zdaniem cowork powinien wnosić, to:
- Wyższa jakość warunków do pracy niż w domu (czyt. lepszy monitor, biurko, fotel biurowy, oświetlenie)
- Odseparowanie od rozpraszaczy, dzięki czemu będę produktywny
- Networking
To po kolei.
- Warunki pracy – w domu warunki mam lepsze. Porządny monitor, podstawka pod laptopa, ergonomiczne krzesło biurowe robią robotę.
- Rozpraszacze – faktycznie, prania w coworku nie wstawię, bo fizycznie nie mam jak. Ale na Facebooka dalej wchodziłem, więc zmiana otoczenia nie wyeliminowała prokrastynacji.Wierzę, że w moim przypadku efektywność zależy głównie od tego ile mam pracy i jak skutecznie kontroluję sam siebie, a nie od otoczenia.
- Networking – obcy ludzie siedzą z laptopami i pracują. Podbijać, zagadywać, przedstawiać się? Można, ale to nie mój styl.Dodatkowo nie mam pojęcia kim są te osoby. Teoretycznie lepiej ten czas wykorzystać na zawiązywanie znajomości przez Facebooka czy Linkedin – przynajmniej świadomie wybieram, z kim chcę nawiązać relacje.
Wisienka Truskawka na torcie: rocznie za dostęp do coworku zapłaciłbym ~10 000 zł. Nawet jeśli cowork oferowałby fotel biurowy za 3000 zł, monitor za 2500 zł i darmowe obiady, to i tak wolę siedzieć w domu, a za zaoszczędzone pieniądze kupić sobie te rzeczy na własność.
Wniosek 3: Życie prywatne zlewa się z pracą
Po pewnym czasie zatarła mi się granica między pracą a życiem prywatnym. Salon, w którym pracuję, pełni też funkcję rozrywkową. To tam rozkładamy wieczorem planszówki czy gramy na PlayStation.
Pomieszanie życia z pracą jest wymieniane jako jedna z głównych wad pracy zdalnej. Człowiek wariuje, bo sam już nie wie czy powinien odpisywać na maila, czy usiąść z herbatą i się zrelaksować.
Też tak czasem mam. Staram się wyłączyć komputer najpóźniej o 20:00, ale mimo wszystko nadal myślę o obowiązkach czy kolejnym dniu.
Z drugiej strony jestem freelancerem. Prowadzę działalność gospodarczą, więc swego rodzaju własny biznes. To normalne, że ciągle o nim myślę.
W ciągu dnia przeplatam pracę sprawami prywatnymi, sportem, gotowaniem, telefonem do znajomego czy czytaniem książki. I teoretycznie dzień pracy kończę zwykle zamknięciem laptopa o 20-21, czyli sporo później niż standardowa 17:00.
Ale to nie oznacza, że zostały mi 2-3h w ciągu dnia na prywatne rzeczy. One są wplecione w dzień pracy. I dla mnie taki model się sprawdza.
Wniosek 4: Byłem gotów na pracę zdalną i dlatego to działa
Pierwsza najczęściej powtarzana rzecz o pracy zdalnej?
“To nie dla każdego”.
Podpisuję się pod tym obiema rękami.
Większość moich znajomych mówi mi:
“Stary, jak Ty możesz pracować ciągle z domu. Ja bym nie mógł. Jak mam “home office”, to może na maile odpiszę, ale poza tym ciężko mi się za coś zabrać.”
I praca z domu dostaje po głowie jako winowajca. A tak naprawdę problem jest gdzie indziej.
Pisałem o tym jakiś czas temu na blogu ZdalnyNinja.pl. Aby skutecznie pracować zdalnie, musisz spełnić kilka warunków. Inaczej całość Ci się posypie.
Po 9 miesiącach widzę, że to był dla mnie idealny moment na rozpoczęcie pracy zdalnej. Byłem na to w 100% gotowy.
Przejdźmy na szybko checklistę ze wspomnianego artykułu. Potrzebujesz 5 cech:
- Doskonała organizacja czasu
- Samodyscyplina
- Samodzielność w pracy
- Proaktywność
- Skuteczna komunikacja pisana
Moja organizacja czasu nie jest może idealna, ale wystarczająco dobra. Każdy dzień to dla mnie walka z samym sobą, którą całe szczęście coraz częściej wygrywam.
Zawsze chcę wpisać na listę to-do zbyt wiele rzeczy. Niektóre zadania mi się rozwlekają. Potrafię się zgubić na Facebooku czy medium.com. Ale z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej.
Reszta jest w porządku.
Jestem na etapie samodzielnego specjalisty, sam wychodzę z wieloma inicjatywami (pochodna doświadczenia i umiejętności), nauczyłem się pisać zwięzłe i konkretne maile, mam poranną rutynę, dzięki której nie zalegam w piżamie w łóżku z laptopem na kolanach.
Jeśli tych pięciu punktów nie masz jeszcze opanowanych, to nie przechodź na pracę zdalną. Najpierw popracuj nad sobą.
Wniosek 5: Domowe rozpraszacze da się okiełznać
„No bo jak jestem w domu, to przecież tak łatwo iść na zakupy, wstawić pranie, wymienić żarówkę, zabrać się za gotowanie, biegać co chwilę po kawę.”
Bo przecież nikt mnie nie widzi, więc mi nie wstyd.
Owszem, na początku pracy zdalnej te zajęcia łatwo odciągają od obowiązków. Ale da się temu zaradzić.
Jak?
Wystarczy planować i trzymać się planów. Tak proste i jednocześnie tak trudne.
Jak to robię? Np. pranie trwa 1,5h, więc wstawiam je zaraz po śniadaniu (przed rozpoczęciem pracy), a gdy się skończy, to wiem, że właśnie pora na przerwę kawową połączoną z wywieszaniem ciuchów.
Zakupy? Znany jest chyba przypadek “wyszedłem do marketu po chleb, a wróciłem po godzinie z dwoma siatkami zakupów i nową grą na Xboxa”.
Problem rozwiązuje samodyscyplina. Do sklepu chodzę 2x w tygodniu. Kiedyś z listą, teraz kupuję już z pamięci :).
Dzięki temu nie zapominam produktów i nie muszę “wyskakiwać” po brakujące rzeczy, odrywając się od pracy.
Zauważyłem też, że obowiązki domowe mnie nie odciągają, gdy mam dużo pracy i gdy po prostu muszę coś skończyć w danym terminie. Dlatego dbam o to, żeby zajęć mieć ”pod korek” i pracować pod delikatną presją czasu.
Wniosek 6: Trudno mi okiełznać wewnętrzne rozpraszacze
Jako, że pracuję z domu i całe dnie przesiaduję sam, potrzebuję czasem, żeby ktoś do mnie pogadał. Towarzyszą mi więc podcasty. Zwykle biznesowe, co aktywuje potok myśli.
To coś, z czym nadal sobie do końca nie radzę. Mam sporo pomysłów, zwłaszcza po kawie 🙂 I potrafi mnie to skutecznie wyrwać z pracy nad konkretnym zadaniem.
Zaczynam wtedy googlować, szukać, szkicować, rozkminiać, planować.
Najczęściej nic konkretnego z takich zrywów niestety nie wynika.
To mój wewnętrzny rozpraszacz, którego nadal nie umiem w pełni kontrolować.
Wniosek 7: Przestrzeń do pracy zdalnej ma znaczenie
Pierwsza rzecz jaką zrobiłem po przejściu na pracę zdalną? Zakup solidnego sprzętu.
W moim pokoju wylądowały:
- Monitor Dell 24”
- Apple Magic Mouse
- Apple Magic Keyboard
- Stojak pod laptopa Griffin Elevator
- Krzesło biurowe Futura 3S
- Lampka na biurko
Całość kosztowała mnie ~2 400 zł.
To sporo, ale nie żałuję ani złotówki.
Wygodny fotel, duży monitor, bezprzewodowa mysz i klawiatura pozwalają na komfortową pracę. Całość wygląda nieźle pod kątem designu, więc do biurka siadam z przyjemnością.
Do tego dołożyłem kilka nawyków, dzięki którym łatwiej mi usiąść do pracy oraz utrzymać koncentrację.
- Porządek na biurku. Po skończonym dniu odnoszę do kuchni kubki, sprzątam papierzyska i śmieci. Zostaje wyłącznie notatnik i pióro (no i LEGO).
- Na zakończenie pracy wyłączam wszystkie aplikacje. Dzień zaczynam z pustym pulpitem. Ważne o tyle, że tego samego Macbooka używam też do spraw prywatnych.
- Na noc zostawiam otwarte okno, dzięki czemu rano pokój jest stosunkowo chłodny i rześki.
Czyste, wygodne miejsce pracy to dla mnie fundament produktywności. Mam wrażenie, że przez brak takiego miejsca w swoim mieszkaniu osoby okazyjnie pracujące z domu nie potrafią się skoncentrować.
Wniosek 8: 3h przerwy w środku dnia są super!
Moim głównym problemem w pracy z biura była konieczność wysiedzenia 8-9h, pracując ciągiem w tym samym miejscu.
Dzięki pracy zdalnej mogę dzielić swój dzień na dwie części.
Z grubsza wygląda to tak:
- 9:00 – 13:00 – praca część 1
- 13:00 – 16:00 – przerwa (siłownia, spacer, spotkanie na lunch)
- 16:00 – 20:00 – praca część 2
Dzięki temu łatwiej mi się skoncentrować przez pełne 7-8 godzin, podczas których pracuję.
Dzięki wrzuceniu w przerwie aktywności fizycznej czy rozmowy przy lunchu z inną osobą, po powrocie do pracy ok. 16:00 czuję się wypoczęty i mam więcej pomysłów. Szybciej podejmuję decyzje, rozwiązuję problemy i łatwiej mi się skupić.
W te 3h przerwy wrzucam prywatne sprawy, które trudniej załatwia się po 17, jak np. wizyta u lekarza (dużo łatwiej znaleźć termin w środku dnia) czy w urzędzie (mniejsze kolejki).
Chodzenie na siłownię o 13:00 też jest fajne. Ludzi niewiele, brak kolejek do sprzętu. Rzadko ktoś pyta „Ile Ci jeszcze zostało?”. Wygoda i komfort.
Czasem po prostu zostaję w domu, gdzie ćwiczę grę na basie, gotuję czy po prostu ucinam sobie drzemkę 🙂
30 minut spaceru też potrafi porządnie zregenerować umysł przed drugą częścią dnia.
To pozornie małe rzeczy, ale dla mnie podnoszą jakość życia.
Wniosek 9: Odżywiam się lepiej i czuję się lepiej
Podczas pracy w biurze miałem kiepski nawyk kupowania kanapek i innych smakołyków od Pana Kanapki, co było i kosztowne, i pewnie nie do końca zdrowe.
Teraz zwykle albo sam gotuję, albo idę do restauracji / zamawiam jedzenie.
Tak czy owak, praca zdalna = koniec obiadu odgrzewanego w mikrofalówce.
Teraz jem posiłki wyłącznie świeżo przygotowane, ewentualnie odgrzane na kuchence, co jest zdecydowanie lepsze niż mikrofala.
Do tego zawsze mam dostęp do lodówki, świeżych warzyw, owoców i innych takich.
Nigdy nie brakuje mi czasu na śniadanie, bo nic mnie nie goni. Niezależnie o której wstanę – o ile nie mam umówionych spotkań – daję sobie godzinkę na ogarnięcie się, prysznic i śniadanie.
To sporo lepsze niż łapana w biegu kanapka czy musli na szybko po przyjściu do biura, bo trzeba być na 9:00.
Po prostu lepiej się odżywiam odkąd pracuję zdalnie. Dzięki temu też czuję się lepiej. A to fundament prawidłowego funkcjonowania.
Podsumowanie
Pamiętaj, że to tylko moje wnioski, z mojej konkretnej sytuacji. Nie są to uniwersalne prawdy o pracy zdalnej.
Podsumowując, moje 9 wniosków:
- Nie chcę wracać do biura
- Praca w domu lepsza niż w coworku
- Życie prywatne zlewa się z pracą
- Byłem gotów na pracę zdalną i dlatego to działa
- Domowe rozpraszacze da się okiełznać
- Trudno jest okiełznać wewnętrzne rozpraszacze
- Przestrzeń do pracy ma znaczenie
- 3h przerwy w środku dnia są super!
- Odżywiam się lepiej i czuję się lepiej
Jeśli też pracujesz zdalnie, to koniecznie daj znać w komentarzu jakie są Twoje spostrzeżenia. Jestem ciekaw innych punktów widzenia, wyzwań i rozwiązań, jakie stosujesz.
Trzeba mieć dużo samodyscypliny aby pracować zdalnie. Z tymi Coworkami to jest tak, że faktycznie, jakoś bardziej komfortowe nie są ale przynajmniej nie myślisz o tym, że pranie czeka na rozwieszenie a naczynia ze zmywarki na wyjęcie – jesteś poza domem, tu i teraz i możesz zając się pracą a im szybciej skończysz tym szybciej będziesz mógł opuścić te niesprzyjające warunki 😛 Oczywiście każdy jest inny i mówię z perspektywy osoby która bardzo ceni sobie coworking 🙂 Z całą resztą się w 100% zgadzam i mam podobnie!
Dzięki za wartościowy komentarz 🙂 Z coworkiem mam wrażenie, że po prostu muszę wypróbować więcej miejsc. Być może trafię na takie, w którym będę się świetnie czuł.
Ja w sumie mam podobne odczucia co Damian. Próbowałem tego kilka razy, głównie będąc we Lwowie i nie odczułem z tego realnych korzyści. Raczej było dużo osób z it, które miały swoje zadania do wykonania. Były też osoby, które spędzały dużo czasu w kuchni na pogadankach. Generalnie nie widziałem się tam, już lepiej pracowało mi się w dużej kawiarni na górze.
Czytam czytam i mam wrażenie, że jesteś moją zdalno-pracową bratnią duszą 😀
Ten fragment: „Dlatego dbam o to, żeby zajęć mieć ”pod korek” i pracować pod delikatną presją czasu.” jest totalnie o mnie 😉 Jak tylko mam za mało pracy, to wszystko się rozłazi, albo… szukam sobie pobocznych projektów i koniec końców bardziej zajmuję się nimi, niż tymi zadaniami co trzeba. Presja czasu bardzo bardzo dobrze na mnie działa.
Pracuję z domu już 5 lat. Przez ten czas nazbierałam wór doświadczeń i ochoczo dzielę się nim na moim blogu i niedługo w podkaście, więc jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie 🙂
Kasia, dzięki za komentarz 🙂 5 lat to naprawdę pokaźny staż pracy zdalnej. Pracujesz na etacie, czy jako freelancer?
Przez dwa lata pracowałam jako freelancer, a potem na luźnym meetupie przy piwie złapała mnie firma OnTheGo Systems i postanowiłam ich potraktować jak kolejnego klienta z tym, że dużego, ale no… Spodobało mi się i tak od 3 lat mam podpisaną umowę na wyłączność.
Umowa jest mocno etatowa, bo mam określone godziny mojej dostępności dla firmy. Fajne jest to, że w OTGS wszyscy łącznie z szefem pracują zdalnie (zazwyczaj z domu), więc dobrze rozumiemy potrzeby komunikacyjne itp. Czasami trzeba robić akrobacje jak się chce zrobić spotkanie ludzi z 10 różnych stref czasowych, ale doświadczenie pokazuje, że to też da się zrobić 😀
Niewiele znam jeszcze osób pracujących w 100% zdalnie, ale z tych, które znam, większość właśnie opiera się raczej o jedno duże, stałe zlecenie + ewentualnie dobiera mniejsze projekty.
Wydaje mi się, że to przyjemniejsza droga, bo nie trzeba się miesiąc w miesiąc martwić o dopływ kasy na życie.
Z drugiej strony, jeśli 80% i więcej przychodów jest z jednego źródła, to gdy kontrakt padnie, zostajesz na lodzie i być może trzeba będzie wrócić do biura (brrr…).
Jestem mega ciekaw jak wypada u Ciebie porównanie freelance vs stałe zatrudnienie zdalne. Jakie plusy / minusy, co lepsze, w czym się lepiej odnajdujesz?
Freelance był bardziej wesoły i było w nim więcej wyzwań. Co projekt, to inna osobowość klienta do okiełznania 😉 No i wiadomo, że na frilnasie byłam człowiekiem orkiestrą absolutnie od wszystkiego, więc nie było innego wyboru jak megaintesywnie się rozwijać.
Na kontrakcie za to mam w pełni wolną głowę, pracuję od godziny do godziny, nie martwię się o klientów (ba! praktycznie w ogóle nie mam z nimi styczności) i co najważniejsze: zatrudnili mnie dlatego, że jestem specjalistką w bardzo wąskiej dziedzinie i podkreślają na każdym kroku, że chcieliby mi płacić na tę dziedzinę. W praktyce oznacza to, że w firmie są specjaliści od każdej osobnej rzeczy i nie marnujemy czasu na zmóżdżanie się nad problemami spoza naszych działek – po prostu wiadomo do kogo odesłać ten fragment zlecenia i lecimy dalej. No chyba, że ktoś ma ochotę się rozwinąć tu czy tam, wtedy droga wolna (do póki terminy trzymają się kupy).
Podsumowując, na kontrakcie trudniej się rozwinąć, bo nie ma takiego odgórnego przymusu, ale za to psychicznie jestem dużo zdrowsza 😉
Balans to mega istotna rzecz. Ja nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc jechania na freelansie bez przynajmniej jednego stałego kontraktu, który zapewniłby mi podstawowy byt.
Brak stabilności wpływa na podejmowanie decyzji. Zwiększa skłonność do akceptowania kiepskich zleceń tylko dla tego, że „muszę w krótkim terminie zdobyć kasę”.
Spokój ducha i komfort psychiczny jest na wagę złota w etacie. Skoro można go realizować zdalnie, to moim zdaniem jest to fajny układ 🙂
Ale fajne podsumowanie! Czuję, że się rozpiszę, bo temat bardzo ciekawy i mi bliski 🙂
Pracuję zdalnie od ponad roku i z różnych względów myślę o tymczasowym powrocie na etat, ale jeśli będzie możliwość choćby częściowej pracy zdalnej, to biorę w ciemno. Najbardziej obawiam się powrotu do tego biurowego harmidru, który miewa swój urok, ale na dłuższą metę męczy i wpływa negatywnie na wydajność pracy.
Z tego też względu przez ostatni rok nie zdecydowałam się ani razu na pracę w coworku – większość z nich na zdjęciach wygląda jak ołpenspejsy, a od tego właśnie m.in. uciekłam do domu.
Ogólnie dla mnie, tak jak dla Ciebie, praca w domu ma dużo więcej zalet niż praca biurowa. Sama planuję sobie pracę i choć czasem (no dobra, często) brakuje mi samodyscypliny i przegrywam z „wewnętrznymi rozpraszaczami”, o których wspominasz, to ostatecznie i tak jest to praca efektywniejsza niż gdy siedziałam w biurze i musiałam chować się po salkach konferencyjnych, kiedy potrzebowałam się skupić – a w takiej salce i tak ktoś mnie zawsze znalazł i chciał czegoś na ASAP 😉
Kolejny plus: to pewnie zależy od branży, ale często jak się człowiek dobrze zakręci wokół zleceń, to jest w stanie zarobić dużo więcej niż na etacie, gdzie ma wpływ ewentualnie na swoją premię, a pensja niezależnie od wkładanego wysiłku pozostaje taka sama. Teraz wszystko, łącznie z zarobkami i czasem poświęcanym na pracę, zależy wyłącznie ode mnie, i to mi się bardzo, bardzo podoba. Praca zdalna to więc też świetna opcja dla osób, które cenią sobie work-life balance.
Ale żeby nie było tak słodko, praca z domu ma też dla mnie kilka minusów, których się nawet nie spodziewałam, gdy przechodziłam na swoje. Przede wszystkim: jednak brakuje mi kontaktu z ludźmi. Cowork tego nie załatwi, bo chodzi o poczucie przynależności do zespołu, wspólnej pracy nad jakimś celem. Rok temu w życiu bym się do tego nie przyznała, ale czasem tęsknię za korpoklimatem… Do czasu, aż któryś z korpoznajomych opowie, co tam nowego go ostatnio wkurzyło w pracy – wtedy na nowo doceniam swoje małe domowe biureczko 😉
Wow, Klaudia – wielkie dzięki za długi i wartościowy komentarz! 🙂
Napisałaś, że jednak rozważasz powrót na etat – dlaczego, jeśli można spytać? Ma to coś wspólnego ze „zmęczeniem” pracą zdalną, czy chodzi o coś zupełnie innego?
Zmęczenie pracą zdalną wiąże się u mnie tylko ze wspomnianym niewystarczającym kontaktem z ludźmi, ale samo to byłoby zdecydowanie za mało, żeby wrócić na etat 🙂 Moja decyzja o powrocie ma raczej związek z tym, że planuję zupełnie zmienić branżę i potrzebuję zdobyć podstawowe doświadczenie. Niemniej do pracy na swoim na pewno kiedyś wrócę i na pewno będzie to przynajmniej po części praca zdalna.
Hej, jaki monitor masz do swojego maca? 🙂
Dell U2414H 🙂